niedziela, 6 stycznia 2013

O końcu postępowania o udzielenie zamówienia

W 2009 r. do ustawy Prawo zamówień publicznych wprowadzono nowy pkt 7a w art. 2. Zawarta jest tam definicja „postępowania o udzielenie zamówienia”, a opisano je poprzez określenie momentu jego wszczęcia oraz określenie jego celu – „dokonanie wyboru wykonawcy, z którym zostanie zawarta umowa w sprawie zamówienia publicznego, lub – w przypadku trybu zamówienia z wolnej ręki – wynegocjowanie postanowień takiej umowy”. Celem (nomen omen) regulacji miało być definitywne rozstrzygnięcie kilku drobnych praktycznych problemów, m.in. czy osoby podpisującej umowę dotyczy regulacja zawarta w art. 17 Pzp, a co za tym idzie – czy powinna składać stosowne oświadczenie o niepodleganiu wyłączeniu z postępowania.



Zarówno w uzasadnieniu nowelizacji ustawy, jak i w komentarzyku wydanym przez UZP po jej wprowadzeniu w życie, autorzy stwierdzali, że nowy przepis określa „wyraźnie ramy czasowe oraz cel procedur”. Problem w tym, że ramę czasową widać w tej definicji tylko jedną, mianowicie dotyczącą wszczęcia postępowania. Cel jest czymś innym niż rama czasowa, choć nie można zaprzeczyć, że po osiągnięciu celu postępowanie sensu mieć teoretycznie nie powinno. Nowa definicja wprowadziła jednak więcej zamętu, niż było go uprzednio. Zamiast kilku małych problemów zrobił się jeden duży, a orzecznictwo Krajowej Izby Odwoławczej, jak się okazało, często odbiega od zamiarów Prezesa UZP – przy czym trudno tu KIO winić. Orzecznictwo to omówił m.in. Piotr Schmidt z Wrocławia w numerze 9/2012 „Przetargów Publicznych” w tekście „Czas postępowania” (s. 54-55).

Najciekawsze jest podsumowanie tego tekstu. Autor wskazał w nim, że powoływanie się przez KIO na niespójność ustawy jest nieuzasadnione. Przedstawił dwa argumenty. Po pierwsze: „należy mieć na uwadze spójność systemu procedur administracyjnych. Skoro postępowanie administracyjne ogólne prowadzone w trybach kodeksu postępowania administracyjnego kończy się, co do zasady, z chwilą podjęcia decyzji administracyjnej, a nie z chwilą jej wykonania – analogicznie za koniec postępowania o udzielenie zamówienia publicznego należy uznać wybór oferty najkorzystniejszej”. Po drugie: zabroniona jest interpretacja rozszerzająca przepisów, więc skoro z przepisu wynika że celem postępowania jest wybór oferty, to wszelkie rozważania ponad to są zbędne.

Tymczasem autor sam w tekście na niespójności wskazuje, pisze m.in., że nawet ustawa mówi wprost o ponownym wyborze najkorzystniejszej oferty, a nie zna instytucji wznowienia postępowania. Okazuje się zatem, że postępowanie rozpoczyna się raz, o wznowieniu mowy nie ma, a może kończyć się więcej niż raz (ostatnio ćwiczyłem przypadek, w którym dokonywano sześciu wyborów najkorzystniejszej oferty w jednym postępowaniu – i nie ma mowy o żadnych ofertach częściowych). Argumenty podane wyżej są odrobinę niezrozumiałe. Pierwszy – bo jaką wartość może mieć w ogóle jakakolwiek analogia z postępowaniem administracyjnym, skoro przepisów kpa w żadnej mierze w zamówieniach publicznych się nie stosuje. Co prawda ostatnio pojawił się głos plasujący procedury zamówieniowe w zakresie postępowania administracyjnego (tekst Janusza Niczyporuka, wspomniany na końcu tego tekstu), jednak to wyjątkowe podejście do tematu i raczej należy go traktować w kategoriach postulatu. Ponadto dziwi analogia wydania decyzji do wyboru oferty i wykonania decyzji do podpisania umowy – w zamówienia publicznych wykonanie decyzji raczej należałoby odnosić do wykonania zamówienia, bo zawarcie umowy nie jest celem samym w sobie.

Drugi argument, o tym iż nie można rozszerzająco interpretować przepisów, również trudno zaakceptować. Z dwóch powodów. Po pierwsze, na wykładni językowej nie można się zatrzymać, jeśli jej rezultat „burzy podstawowe założenia o racjonalności prawodawcy” (cytat z Michała Makowskiego, „Prawo Zamówień Publicznych”, nr 4/2011 – z tekstu na inny temat). A, biorąc pod uwagę, iż ustawodawca przewiduje wykonywanie czynności w postępowaniu po wyborze oferty, istotnie racjonalności trudno się doszukiwać. Po drugie, definicja zawarta w art. 2 pkt 7a sama w sobie jest absolutnie wyjątkowa z innego powodu. Jej wyjątkowość przejawia się w tym, że definiens przeczy definiendum – czyli mówiąc po ludzku, opis przeczy definiowanemu wyrażeniu. Wszak skoro postępowanie jest „o udzielenie zamówienia”, a zamówieniem jest umowa (a nie jesteśmy na gruncie kc., gdzie przyjęcie oferty oznacza zawarcie umowy), co innego niż zawarcie umowy jest celem tego postępowania?

Warto przy tym zwrócić uwagę, że problem definicji postępowania zawarty w art. 2 pkt 7a Pzp był już przedmiotem orzekania Sądu Najwyższego. W uzasadnieniu uchwały z 17 grudnia 2010 r. (sygn. akt III CZP 103/10) SN stwierdził: „Postępowanie „o udzielenie zamówienia publicznego” na gruncie ustawy, zgodnie z treścią art. 2 ust. 7a ustawy w brzmieniu obowiązującym od dnia 29 stycznia 2010 r. (…), da się zdefiniować jako ciąg czynności faktycznych i prawnych rozpoczynający się z chwilą ogłoszenia o zamówieniu przesłania zaproszenia do składania ofert albo przesłania zaproszenia do negocjacji w celu dokonania wyboru oferty wykonawcy. Przepis nie określa chwili zakończenia tego postępowania, ale treść ustawy nie pozostawia wątpliwości, że postępowanie to kończy się z chwilą zawarcia umowy w sprawie zamówienia publicznego.” Ustalenie to było kluczowe dla podjęcia decyzji w sprawie pytania, na jakie Sąd Najwyższy odpowiadał, więc trudno je ignorować.

* * *
Autor: Grzegorz Bednarczyk
Tekst pierwotnie opublikowano na stronie autora: "W szponach zamówień"



4 komentarze:

  1. należy zgodzić się w 100%, że obecna definicja postępowania jest totalnie nieprzemyślana

    ja jestem zdania, że końcem postępowania jest zawarcie umowy, przede wszystkim dlatego, że między wyborem o podpisaniem kontraktu może upłynąć kilka tygodni i mogą zdarzyć się różne "cuda"

    trzeba dodać, że problem ma fundamentalne znaczenie w praktyce, choćby w kontekście art. 192 ust. 2 o konieczności wykazania wpływu na wynik postępowania. Miałem ostatnio sytuację, w której obroniłem ofertę najkorzystniejszą, ale nie udało się to w stosunku do ofert nr 2 i 3. KIO uwzględniła jednak odwołanie wykonawcy na 4 miejscu upatrując potencjalny wpływ na wynik postępowania w tym, że wykonawca z 1 miejsca mógł uchylić się od podpisania umowy...

    czyli z jednej strony wygrałem (bo obroniłem ofertę najkorzystniejszą), a z drugiej KIO jednak uwzględniła:)

    swoją drogą jak nad tym dłużej pomyślałem to wyrok pewnie słuszny, no bo co gdyby zwycięzca rzeczywiście się uchylał od podpisania?...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa sprawa. Pytanie czy faktycznie w każdym wypadku "potencjalny wpływ na wynik postępowania" może być upatrywany w fakcie "potencjalnego" uchylenia się od zawarcia umowy. To dość szeroka interpretacja...

    OdpowiedzUsuń
  3. taka też była moja pierwsza reakcja - w stylu "czy oni znowu w tym KIO powariowali", bo co gdy takie odwołania składałby wykonawca nie z 4 a z 15 miejsca?...

    ale gdyby jednak przyjąć zasadę koncentracji środków odwoławczych, to chyba wyrok słuszny, bo raz a dobrze czyści wszystkie nieprawidłowości (choć w tej sytuacji zamawiający mógł być rozgoryczony, bo przegrał koszty i mu się wszystko wydłużyło o kilka tygodni, a wybrał ponownie tego samego wykonawcę)

    OdpowiedzUsuń
  4. Może zechciałbym Pan przybliżyć tą sprawę Naszym czytelnikom w formie krótkiego artykułu? Wydaje się bardzo ciekawa z praktycznego punktu widzenia. Proszę kontakt na maila:
    witold.jarzynski@gmail.com

    OdpowiedzUsuń