środa, 30 stycznia 2013

O unijnym przetargu poniżej 14.000 euro

Bywają zamówienia, których wartość nie przekracza równowartości 14.000 euro, nie są to przypadki dzielenia zamówienia na części, a mimo to zamawiacze są zobowiązani do publikowania ogłoszenia w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej. Na pytanie, z jakiego przepisu takie kuriozum wynika, odpowiem – z żadnego. Choć bowiem obowiązek istnieje, to podstawy jego wprowadzenia w żaden sposób przepisem nie można określić (czego dowodem wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 12 grudnia 2011 r., sygn. akt P 1/11). Mimo to dotyka bardzo licznych zamawiających, którzy korzystają ze środków europejskich w ramach Programu Infrastruktura i Środowisko.

O tym, jak wydawać w jego ramach pieniądze w sytuacji, w której ustawa Prawo zamówień publicznych nie obowiązuje, instytucja zarządzająca programem orzeka w wytycznych dotyczących kwalifikowania wydatków. Obecnie obowiązujące wytyczne, zaktualizowane w czerwcu 2011 r. przewidują, że należy udowodnić, że przedmiot zakupu został nabyty po cenach nie gorszych niż rynkowe. Generalnie rzecz biorąc nakazują dokonywanie i dokumentowanie rozeznania rynkowego przed zakupem, szczęśliwie wyłączając od tego obowiązki wydatki nieprzekraczające 2000 zł („szczęśliwie”, bo w poprzedniej wersji wytycznych takiego progu nie było, co prowadziło do pewnego absurdu).

Jedną z form, które wytyczne dopuszczają jest możliwość ogłoszenia przetargu – nie przetargu nieograniczonego czy ograniczonego z Pzp, ale po prostu przetargu, takiego, o którym mowa w kc. Przetarg ma być zorganizowany z poszanowaniem pewnych podstawowych, oczywistych zasad – m.in. niedyskryminacji pod żadnym względem, obiektywizmu, wreszcie jawności. Zgodnie z odpowiednim punkcikiem wytycznych jawność w takim wypadku rozumie się poprzez „zamieszczenie ogłoszenia o przetargu w prasie lub Internecie, w zależności od wartości i rodzaju zamówienia”. Zasada niezmiernie elastyczna, ale jakże słuszna.
 
Tymczasem miesiąc później tenże sam minister, który był autorem „wytycznych”, wydał „zalecenie” dotyczące „interpretacji zasady jawności” wynikającej z wcześniej omówionych wytycznych. Powołał się na dokument Komisji Europejskiej – „Komunikat wyjaśniający Komisji dotyczący prawa wspólnotowego obowiązującego w dziedzinie udzielania zamówień, które nie są lub są jedynie częściowo objęte dyrektywami w sprawie zamówień publicznych” (2006/C 179/02). Dokument niezmiernie cenny – jako podsumowanie omówienia kwestii jawności można zacytować jedno jego zdanie: „Im większe jest znaczenie danego zamówienia dla potencjalnych oferentów z innych państw członkowskich, tym szerszy powinien być zakres upublicznienia.” A zatem, od znaczenia zamówienia zależy sposób upublicznienia informacji o nim – czy to będzie strona internetowa zamawiacza, czy to internetowe portale ogłoszeniowe, prasa, czy wreszcie TED – zawsze będzie zależeć od oceny, na ile dane zamówienie ma znaczenie dla rynku.
 
Tymczasem minister wychodząc od komunikatu doszedł do wniosku, że wypełnieniem zasady jawności z „wytycznych” będzie li i jedynie publikacja ogłoszenia w TED. A jeśli ktoś go nie opublikuje, spotka go przyjemność nazywana „taryfikatorem”, znana chyba wszystkim beneficjentom funduszy unijnych. W którym momencie zalecenia doszło do przekłamania na łączach – trudno dostrzec. Wyraźnie jednak widać, że mamy do czynienia z przypadkiem absolutnej nadgorliwości. Ba, także i braku sensu, bo „wytyczne” sprzeczne są z „zaleceniem” – wytyczne pozwalają zamawiającemu samemu decydować, jaki stopień publikacji będzie odpowiedni, zalecenie zaś wspomina tylko, że każdy będzie nieodpowiedni, jeśli nie będzie ogłoszenia w TED.
 
Skąd taki szalony pomysł, taka nadgorliwość? Może z wygodnictwa? Gdyby bowiem beneficjent kupował cokolwiek w drodze właśnie przetargu, kontroler wydatkowania funduszy europejskich musiałby za każdym razem ocenić, czy ogłoszenie o tym przetargu było wystarczająco dostępne. Gdy jednak pojawiło się zalecenie, problem jest z głowy – można go rozstrzygnąć zerojedynkowo. Cóż z tego, że niekiedy zupełnie bez sensu, a kara będzie niewspółmierna do winy…
 
Ja rozumiem problem – bywają pewnie przypadki, gdy zamawiacz opublikuje ogłoszenie u siebie na stronie, zadzwoni z informacją do wykonawcy, z którym chciałby współpracować, a nikt inny nawet nie wpadnie na pomysł, aby tego tam szukać. Rozumiem, że brak jasnej reguły oznaczałby kłótnie z każdym takim beneficjentem, który uważałby, że poziom upublicznienia był jednak odpowiedni. Jednak Dziennik Urzędowy Unii Europejskiej to armata zbyt wielkiego kalibru, by strzelać z niej do wróbli. Na opublikowanie w tej „armacie” ogłoszenia trzeba czekać parę dni (ostatnio miałem przyjemność czekać sześć dni) – niekiedy dużo dłużej, niż wymaga tego sporządzenie i przesłanie oferty mailem na worek długopisów z nadrukiem…
 
Ps. Oczywiście, omówione zalecenia nie dotyczą tylko zamówień poniżej 14.000 euro, ale i innych, do których nie stosuje się ustawa Pzp. Oprócz zatem niewielkich kwot mogą zdarzyć się także i całkiem spore, gdy nie stosuje się ustawy z innego powodu, np. przedmiot zakupu nie jest objęty zamówieniami. Niemniej jednak przy niewielkich kwotach najlepiej widać absurd tego zalecenia. Ba, zdarzył się przypadek, w którym beneficjent ogłaszający przetarg poniżej progów unijnych („biuletynowy”), ze strachu przed tym zaleceniem publikował ogłoszenie oprócz BZP także w TED…
 
Pps. Linki: „wytyczne” (tam: podrozdział 5.5, pkt 4.a), „zalecenie” (tam: w szczególności pkt 11 i 21), komunikat KE (tam: w szczególności pkt 1.1.3, 2.1.1, 2.1.2).
 
 
* * *
Autor: Grzegorz Bednarczyk
Tekst pierwotnie opublikowano na stronie autora: "
W szponach zamówień"

3 komentarze:

  1. Rzeczywiście tak jest. Dodam jeszcze, że sytuacja ma się nieco odmiennie w przypadku stosowania przepisów dla zamawiających sektorowych. Tam próg stosowania ustawy zaczyna się od 400.000 Euro dla dostaw i usług i 5.000.000 Euro dla robót budowlanych. W tym kontekście zwróciłem się do Instytucji Wdrażającej o wyjaśnienie, czy w związku z powyższym jako zamawiający sektorowy stosując się do wytycznych jestem zobowiązany do przesyłania ogłoszeń do TED gdy ich wartość wynosi np 3.000 zł. Uzyskałem odpowiedź, iż taki obowiązek mam dopiero gdy wartość przekracza 14.000 Euro. Jak dotąd wszelkie postępowania i regulacje wewnętrzne są pozytywnie opiniowane przez IW. Jak to się ma w praktyce w przypadku zamówień klasycznych – nie wiem
    Pozdrawiam

    Grzegorz

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, na szponach (w oryginalnym miejscu publikacji) w komentarzach znajduje się uzupełnienie notki, wywołane wskazaniem, iż ostatnimi czasy coś dodatkowo w tej kwestii namieszano :) Pozdrawiam, autor

    OdpowiedzUsuń
  3. Problem polega na tym, że osoba (osoby), które stanowią wytyczne nigdy (na to wygada) nie zajmowały się zamówieniami publicznymi. Widocznie nie trzeb wiedzieć co się robi, wystarczy zrobić coś dla samego zrobienia...

    OdpowiedzUsuń