Kilka razy już na łamach szponów sięgałem do pokonferencyjnej
publikacji opublikowanej we wrześniu przez UZP – „Zamówienia publiczne
jako instrument sprawnego wykorzystania środków unijnych. V Konferencja
Naukowa 17-18 września 2012 r., Sopot” (link).
Na stronie 189 tej publikacji (a przynajmniej jej pierwszego wydania,
bo widzę ze zdziwieniem, że pojawiło się drugie, poszerzone – nie miałem
jednak czasu zajrzeć do środka i zweryfikować, na czym owo poszerzenie
polega), w tekście Zdzisława Gordona na temat kar umownych pojawiło się –
pomiędzy szeregiem różnych twierdzeń, z którymi się zgadzam – jedno,
które poważnie mnie zastanowiło.
Mianowicie autor napisał tam, że możliwe do zastosowania jest
rozwiązanie, w którym zamawiający nie sprecyzuje w specyfikacji
istotnych warunków zamówienia (projekcie umowy) zapisów dotyczących
potencjalnych kar umownych, ale pozostawi wykonawcy przedłożenie
szczegółowych propozycji w tym zakresie w jego ofercie. Jako zaletę tego
rozwiązania autor podkreślił, że w ten sposób wykonawcy zdobędą realny
wpływ na klauzule o karach, którego w przeciętnym wypadku w ogóle nie
mają, co zniweluje asymetrię praw i obowiązków stron istniejącą w
typowych umowach o zamówienie publiczne.
I nie sposób się nie zgodzić, że taka asymetria występuje i często przybiera rozmiary karygodne (pisałem już o tego typu przypadkach w tej notce, szereg kolejnych tematów czeka gdzieś w kolejce). Jest ona zjawiskiem, które trzeba zwalczać, bo wbrew pozorom nie służy żadnej ze stron – również zamawiającemu. Problem tylko w tym, jak to robić. Prezes UZP próbuje na przykład narzucić zamawiaczom pewne ramy w sposobach płatności za roboty budowlane za pośrednictwem planowanej nowelizacji dotyczącej podwykonawców, krytykowanej przeze mnie parę tygodni temu (jak widzę, szeroko zakrojona nowelizacja Pzp jest promowana przezeń w ostatnim tygodniu poprzez podkreślenie, iż będzie zapobiegać zmowom wykonawców – tymczasem tak tłumaczyć można tylko jeden drobny zapis tej nowelizacji, a i jego skuteczność jako narzędzia zapobiegania zmowom może być dyskusyjna). Marny to jednak sposób.
I nie sposób się nie zgodzić, że taka asymetria występuje i często przybiera rozmiary karygodne (pisałem już o tego typu przypadkach w tej notce, szereg kolejnych tematów czeka gdzieś w kolejce). Jest ona zjawiskiem, które trzeba zwalczać, bo wbrew pozorom nie służy żadnej ze stron – również zamawiającemu. Problem tylko w tym, jak to robić. Prezes UZP próbuje na przykład narzucić zamawiaczom pewne ramy w sposobach płatności za roboty budowlane za pośrednictwem planowanej nowelizacji dotyczącej podwykonawców, krytykowanej przeze mnie parę tygodni temu (jak widzę, szeroko zakrojona nowelizacja Pzp jest promowana przezeń w ostatnim tygodniu poprzez podkreślenie, iż będzie zapobiegać zmowom wykonawców – tymczasem tak tłumaczyć można tylko jeden drobny zapis tej nowelizacji, a i jego skuteczność jako narzędzia zapobiegania zmowom może być dyskusyjna). Marny to jednak sposób.
Czy asymetrię w zakresie kar można zniwelować za pomocą pozostawienia
decyzji w tym zakresie wykonawcy? Cóż, niespecjalnie widzę w tym sens.
Jeśli zamawiający całkowicie oddałby tę kwestię w ręce wykonawcy,
panowałaby zapewne asymetria w drugą stronę. Jakiż bowiem wykonawca,
jeśli tylko mógłby decydować o tym, jakie kary ma płacić, chciałby
płacić jakiekolwiek? Jeśli zaś nawet pozostawić wykonawcy jakieś ramy, w
których miałby się w tym zakresie mieścić – również racjonalny
wykonawca zawsze wybrałby opcje dla siebie jak najkorzystniejsze.
Oczywiście, pewnym impulsem byłoby potraktowanie tego elementu jako
ocenianego w ramach kryteriów – im bardziej kary korzystne dla
zamawiacza, tym więcej punktów. Zdzisław Gordon wskazuje, że jest to
jednak niemożliwe, bo kryterium takie nie dotyczyłoby przedmiotu
zamówienia. Cóż, można dyskutować z tą tezą, jednak nawet gdyby
formalnie postawienie takiego kryterium było możliwe, zastanawiam się,
jaki byłby jego sens w praktyce. Być może jakiś by istniał, ryzyka
jednak pewne też by to rodziło (po co na przykład wyższe kary umowne,
jeśli cena też wyższa?).
Oczywiście, mówiąc o asymetrii często zapomina się o tym, że zwykle
świadczenie zamawiającego w ramach zamówienia publicznego jest
świadczeniem pieniężnym i choć kar umownych w umowie nie ma, to jest ich
odpowiednik obowiązujący w pieniężnym światku – odsetki. Jednak często
zamawiacze faktycznie przesadzają. Faktycznie często próbują obwarowywać
dotkliwymi karami najrozmaitsze drobiazgi. Do typowych grzechów
głównych należy brak ustalania przez zamawiających limitów kar –
narzędzia racjonalnego, choćby i z powodu umożliwienia oceny ryzyka
leżącego po stronie wykonawcy przez podmioty go finansujące. Jednak
oddawanie kar w ręce wykonawcy jest krokiem niemającym w mojej opinii
sensu – bądź odda kwestię kar całkowicie w jego ręce, bądź będzie
fikcją. Wydaje się, że jedynie edukacja zamawiaczy, promowanie dobrej
praktyki ma jakąś szansę na doprowadzenie – w dłuższym czasie – do
zmian. Zresztą, te zmiany już się toczą.
* * *
Autor: Grzegorz Bednarczyk
Tekst pierwotnie opublikowano na stronie autora: "W szponach zamówień"
Autor: Grzegorz Bednarczyk
Tekst pierwotnie opublikowano na stronie autora: "W szponach zamówień"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz