Temat maksymalnej wartości zamówienia czekał sobie w kolejce szponowej od samego początku istnienia strony. Nieustannie był jednak spychany w dół przez sprawy bardziej aktualne czy po prostu takie, w stosunku do których poczułem wenę pisania. Ostatnio zrobiłem jednak mały remanent w kolejce, a sygnał na forum actuariusowym dodatkowo mnie zmobilizował. A temat ten o tyle dotyczy zamówień, że przy umowach zawierających jedynie ceny jednostkowe pojawia się problem wskazania, jaką tak naprawdę wartość ma umowa.
W starych dobrych czasach był w ustawie o finansach publicznych z 1999 r. przepis art. 51 ust. 1, który stanowił co następuje: „Jednostki samorządu terytorialnego oraz inne podmioty sektora finansów publicznych, z wyjątkiem Skarbu Państwa, nie mogą zaciągać zobowiązań finansowych, których maksymalna wartość nominalna, wyrażona w złotych, nie została ustalona w dniu zawierania transakcji.” Wielu użytkowników ustawy o finansach publicznych i ówczesnej ustawy o zamówieniach publicznych, odczytywało ten przepis tak, że każda umowa musi mieć ustaloną wartość maksymalną. Sam też tak robiłem, dopóki w dyskusji, której dziś odnaleźć nie mogę, ktoś nie zasiał w mej pustej głowie ziarna wątpliwości.
Wątpliwość ta dotyczyła faktu, iż przepis ten znajdował się w rozdziale dotyczącym zobowiązań kredytowych, pożyczkowych i podobnych, a sformułowanie „zobowiązanie finansowe” w ustawie co najmniej kilkakrotnie było używane w kontekście wskazującym właśnie na taki ich charakter. W zasadzie podobnie było w kolejnej ustawie o finansach publicznych z 2005 r. – odpowiedni zapis znalazł się w jej art. 85 ust. 1 (nieco zmienił brzmienie: zobowiązania finansowe pozostały, ale „maksymalną wartość nominalną” zamieniono na „wartość nominalna należną do zapłaty w dniu wymagalności”). I również znajdował się w rozdziale dotyczącym kredytów i również w podobnym kontekście słowo „zobowiązania finansowe” było w tej ustawie używane.
Wątpliwość ta dotyczyła faktu, iż przepis ten znajdował się w rozdziale dotyczącym zobowiązań kredytowych, pożyczkowych i podobnych, a sformułowanie „zobowiązanie finansowe” w ustawie co najmniej kilkakrotnie było używane w kontekście wskazującym właśnie na taki ich charakter. W zasadzie podobnie było w kolejnej ustawie o finansach publicznych z 2005 r. – odpowiedni zapis znalazł się w jej art. 85 ust. 1 (nieco zmienił brzmienie: zobowiązania finansowe pozostały, ale „maksymalną wartość nominalną” zamieniono na „wartość nominalna należną do zapłaty w dniu wymagalności”). I również znajdował się w rozdziale dotyczącym kredytów i również w podobnym kontekście słowo „zobowiązania finansowe” było w tej ustawie używane.
Wszelkie wątpliwości – zdawałoby się – powinna była rozwiać redakcja odpowiedniego przepisu w obecnie obowiązującej ustawie o finansach publicznych z 2009 r. Art. 93 ust. 1 nie odnosi się już do ogólnie określonych, a wprost niezdefiniowanych „zobowiązań finansowych”, ale do „zaciągania pożyczek lub kredytów, emitowania papierów wartościowych oraz udzielania poręczeń i gwarancji”. Nie trzeba zatem wykładać przepisu poprzez jego umiejscowienie w akcie, szukać niepodanej wprost definicji „zobowiązań finansowych”. Jednak myślenie o ujęciu w umowie „maksymalnej wartości zamówienia” wciąż w umysłach zamówieniowych pozostało. Czy słusznie?
Cóż, na pewną jakąś winę ponosi tutaj ustawa Pzp, która wciąż takim pojęciem się posługuje. Nie nakazuje co prawda zawierania takiej wartości w umowie, ale art. 150 dotyczący wspomina o ustaleniu wartości zabezpieczenia należytego wykonania umowy w odniesieniu do „ceny całkowitej podanej w ofercie albo maksymalnej wartości nominalnej zobowiązania zamawiającego wynikającego z umowy”. Wychodzi na to, że w przypadku, gdy podstawą rozliczenia nie jest z góry określona konkretna cena, ale ceny jednostkowe – maksymalna wartość musi być. Ale wcale nie musi być w umowie – wystarczy, że będzie obliczona w celu ustalenia wartości zabezpieczenia (sposób obliczenia wartości – np. cena jednostkowa x szacowana ilość jednostek – może być opisany w specyfikacji).
Są jednak regulacje, które powodują, że jakaś wartość umowy musi być znana. W tym momencie kojarzę co najmniej dwa takie elementy. Pierwszy z nich dotyczy zaciągnięcia zobowiązania – jednostka sektora finansów publicznych nie może zaciągać zobowiązań ponad plan (swoją drogą, o samym pojęciu „zaciągnięcia zobowiązania” pisałem w szponach w 2010 r.). Stanowi o tym art. 46 ust. 1 ustawy o finansach publicznych, a także szereg przepisów szczegółowych (np. w przypadku jst – art. 254 pkt 3 i art. 261 z wyjątkiem wynikającym z art. 256). Są też odpowiednie przepisy w ustawach samorządowych (np. obowiązek kontrasygnaty czynności prawnych mogących spowodować powstanie zobowiązań pieniężnych przez skarbnika). Dokonanie wydatku przekraczającego plan oraz zaciągnięcie zobowiązania z przekroczeniem uprawnienia jest także naruszeniem dyscypliny finansów publicznych (art. 11 i 15 stosownej ustawy). Aby stwierdzić, czy zobowiązanie mieści się w planie, znać musimy jego wartość.
Jeśli zaś przy podpisywaniu umowy nikt do tej wartości się nie przyczepi, to jest i tak osoba, która zawsze tego zażąda. Księgowy :) Sprawą wartości zaciąganych zobowiązać zajmują się bowiem także regulacje dotyczące rachunkowości w jednostkach sektora finansów publicznych, a konkretnie plan kont dla jednostek budżetowych i samorządowych zakładów budżetowych (obecnie załącznik nr 3 do rozporządzenia Ministra Finansów z 5 lipca 2010 r. w sprawie szczegółowych zasad rachunkowości oraz planów kont…). Wśród kont pozabilansowych ujmuje on konta 998 i 999 dotyczące „zaangażowania wydatków budżetowych”. To zaangażowanie to po prostu „wartość umów, decyzji i innych postanowień, których wykonanie spowoduje konieczność dokonania wydatków budżetowych”. W momencie zawarcia umowy księgowy musi mieć zatem jakąś konkretną kwotę przewidywanych wydatków z tej umowy do ujęcia w księgach rachunkowych. I tu zwykle nie ma litości :)
Czy to oznacza, że umowa musi zawierać określenie maksymalnej jej wartości? Cóż, mimo wszystko nie musi. Są przypadki, gdy taka wartość byłaby kompletnie fikcyjna. Miałem kiedyś przypadek, gdy w przetargu na obsługę bankową jeden z wykonawców złożył odwołanie kwestionując brak określenia szczegółowych ilości zamawianych usług (np. przelewów). Cóż, umowa miała charakter zupełnie inny – zawierano ją na określony czas i zakres usług, a nie ilości konkretnych czynności, których przewidzieć się nie dało. Podobnie może być w innych przypadkach – np. usług telefonicznych (liczbę numerów określę, ale czas rozmów telefonicznych, które będą prowadzone?). Jednak na potrzeby planu i rachunkowości nawet i wtedy jakąś wartość określić trzeba. Zwykle będzie to iloczyn cen jednostkowych i szacowanych ilości. Nie ma jednak sensu ujmować go w umowie, bo w praktyce może się okazać, iż konieczna będzie jego zmiana – a to już wewnętrzny problem zamawiającego, a nie obu stron.
Ps. Aby nie było za dobrze, warto pamiętać, że cena jednostkowa zmienia się w zależności od ilości. Im większa skala zamówienia, tym owa przykładowa jednostka jest tańsza. Określając przedmiot zamówienia zamawiacz powinien pamiętać, aby tę skalę określić…
* * *
Autor: Grzegorz Bednarczyk
Tekst pierwotnie opublikowano na stronie autora: "W szponach zamówień"
Autor: Grzegorz Bednarczyk
Tekst pierwotnie opublikowano na stronie autora: "W szponach zamówień"
___________________________________________________
Darmowa wyszukiwarka przetargów publicznych informa24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz