Kilka miesięcy temu natknąłem się na tekst na temat przetargu na tankowanie w jednej z państwowych instytucji „szpiegowskich”. Nie mam pojęcia, czemu temat wzbudził takie zainteresowanie. Autor na podstawie wyników przetargu spekulował na temat tego, czym owi „szpiedzy” jeżdżą, głosił jakieś komentarze na temat wygrania kanadyjskiego wykonawcy nad polskim, mnie jednak zainteresowało coś innego, na co autor nie zwrócił uwagi. Mianowicie zastosowano tam dwa odrębne kryteria oceny ofert: cena paliwa (stan na określony dzień) i rabat od tej ceny. Kilka razy już pisałem o tym, że stosowanie odrębnych kryteriów cenowych do parametrów, które da się sprowadzić do jednej wartości jest błędem. Błędem, który czasami może powodować przykre konsekwencje. Było o tym przed laty w Doradcy (numer 9/2009), i co najmniej dwukrotnie w szponach (sierpień 2011, m.in. tu). Tym razem też byłem ciekaw, czy przybył mi nowy przykład, czy też nie.
Postanowiłem więc wystąpić do zamawiacza z prośbą o udostępnienie informacji z otwarcia ofert. Chodziło mi o ceny i rabaty zawarte w ofertach. Ani w artykule, ani w informacji o wyborze najkorzystniejszej oferty tych wartości nie było, podano jedynie liczbę uzyskanych punktów, a to trochę mało. Napisałem grzecznego maila z prośbą o przesłanie drogą elektroniczną kopii protokołu postępowania (bez załączników) zawierającego te dane. I dostałem odpowiedź, która odrobinę mnie zaskoczyła. Mianowicie przedstawiciel zamawiającego napisał w mailu, iż nie może udostępnić protokołu, bo ten będzie podpisany dopiero po zakończeniu postępowania (podpisaniu umowy etc.). Dopiero wtedy będą mogli protokół udostępnić, ale też nie mailem, a jedynie do wglądu na portierni zamawiającego. Cóż, korciło, aby poskarżyć się na takie potraktowanie do odpowiedniego organu, problem jednak w tym, że nie jest to rzecz, którą robiłbym codziennie, więc zeżarłaby większą ilość czasu, niż ta, którą miałem do dyspozycji. Machnąłem więc ręką. Ale zachowanie zamawiającego może służyć już nie tylko jako jeden przykład typu „jak robić nie należy” (nie dostałem odpowiedzi, więc nie wiem, czy zamawiający faktycznie przepłacił, ale na pewno przy takiej konstrukcji kryteriów istnieje taka możliwość), ale jako aż dwa takie przykłady ;)
Tydzień temu pisałem w szponach o zasadzie jawności postępowania. A właściwie o kontrowersyjnym pomyśle UOKiKu na ograniczenie tejże jawności w imię zapobiegania zmowom wykonawców. Póki co jednak zasada jawności obowiązuje wszelkich zamawiających organizujących postępowania o udzielenie zamówień publicznych. Jest art. 8 Pzp, który stanowi, że postępowanie o udzielenie zamówienia jest jawne, a ograniczenie tej jawności może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie. Jest art. 96 ust. 3 Pzp, który stanowi, że protokół postępowania jest jawny, a częściowemu i czasowemu wyłączeniu z tej jawności podlega w toku postępowania tylko część załączników do niego. Jest też art. 96 ust. 1 Pzp, zgodnie z którym protokół postępowania sporządza się w jego trakcie, a nie po zakończeniu.
Tydzień temu pisałem w szponach o zasadzie jawności postępowania. A właściwie o kontrowersyjnym pomyśle UOKiKu na ograniczenie tejże jawności w imię zapobiegania zmowom wykonawców. Póki co jednak zasada jawności obowiązuje wszelkich zamawiających organizujących postępowania o udzielenie zamówień publicznych. Jest art. 8 Pzp, który stanowi, że postępowanie o udzielenie zamówienia jest jawne, a ograniczenie tej jawności może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie. Jest art. 96 ust. 3 Pzp, który stanowi, że protokół postępowania jest jawny, a częściowemu i czasowemu wyłączeniu z tej jawności podlega w toku postępowania tylko część załączników do niego. Jest też art. 96 ust. 1 Pzp, zgodnie z którym protokół postępowania sporządza się w jego trakcie, a nie po zakończeniu.
Oczywiście, wzór protokołu postępowania jest nieco pokręcony. Trochę jak zeznania podatkowe – te ostatnie trudno czasami wypełnić nie sięgając do objaśnień zawartych w broszurach informacyjnych. Wzór protokołu też się doczekał odrębnego opracowania (50 stron!). Pomijając wszelkie napotykane tam problemy, niektórym zamawiającym chyba spędza sen z powiek problem sporządzania protokołu w trakcie postępowania – czy ma drukować protokół po dokonaniu każdej czynności godnej odnotowania? A może ma drukować i dawać kierownikowi zamawiającego (lub jego pełnomocnikowi) do zatwierdzenia za każdym razem? Cóż, na ogół nie ma takiej potrzeby. Jeśli nikt protokołu nie chce oglądać, można spokojnie go sporządzać w komputerze i wydrukować raz a dobrze – na końcu postępowania, po podpisaniu umowy, ogłoszeniu, że umowę zawarto i otrzymaniu wszelkich potwierdzeń. Jeśli zaś ktoś w toku postępowania zechce do protokołu zajrzeć – cóż, wówczas wystarczy wydrukować protokół w takim stanie wypełnienia, jaki nastąpił do danego momentu.
Tymczasem „mój” zamawiający uznał (nie sposób dojść do innego wniosku), że dokument da się udostępnić tylko po zakończeniu postępowania, jak już będzie kompletny i zatwierdzony. Jakiż zatem sens miałyby wspomniane ust. 1 i 3 z art. 96 Pzp? Co więcej, wymyślił też (bez żadnego uzasadnienia), że skanu mailem nie prześle, ale udostępni mi go do wglądu w swojej siedzibie (nie dość, że niemal 300 km dalej, to jeszcze zapewne w godzinach swojego urzędowania). Dlaczego? Na ten temat ani słowa. Tymczasem art. 14 ustawy o dostępie do informacji publicznej wyraźnie mówi, że informację publiczną należy udostępnić w formie zgodnej z wnioskiem. Wyjątek – „chyba że środki techniczne, którymi dysponuje podmiot obowiązany do udostępnienia, nie umożliwiają udostępnienia informacji w sposób i w formie określonych we wniosku”. I zastanawiam się, jakież to środki techniczne ograniczają tego zamawiającego. Może nie ma poczty elektronicznej? Hmm, przecież mailową odpowiedź na wniosek dostałem, więc to nie to. Komputer też ma, wszak inaczej tej odpowiedzi również bym nie dostał. Cóż tu więcej potrzeba? Ba, jeśli zamawiający uznał, że nie może udostępniać pliku, w którym ten protokół był sporządzony, ale jedynie wydrukowaną i podpisaną wersję – czyżby ten zamawiacz nie dysponował żadnym skanerem? Cyfrowym aparatem fotograficznym? Na litość boską, jeśli nawet tacy zamawiający się zdarzają, to na pewno nie akurat ten ;) A zeskanowanie dosłownie kilku stron protokołu nie jest chyba nadludzkim wysiłkiem?
Podsumowując, mam nieodparte wrażenie, że napotkałem osobę, która zrobi wszystko, aby tylko nie udostępnić informacji, do której udostępnienia jest zobowiązana. Zapewne niejedną taką można spotkać po stronie zamawiających. Jeśli prawo przeszkadza, furda prawo. Albo ktoś zatrzymał się w dawnych czasach, gdy nikt nie miał prawa nosa wciskać w urzędowe sprawy, albo ten zamawiający po prostu tak ma. Jednak żyjemy w czasach, gdy to na utajnienie jakiejś informacji trzeba w prawie znaleźć podstawę, a nie odwrotnie. Ba, ja nawet, tak normalnie, po ludzku, rozumiem, gdy Prokuratura Generalna odmawia ujawnienia hasła do swojego konta na Twitterze, mimo iż uzasadnienie prawne odmowy może i jest dyskusyjne. Ale to wciąż wyjątek, reguła jest zupełnie inna.
Ps. Owa osoba po stronie zamawiającego straciłaby mniej czasu przepisując cztery interesujące mnie liczby do maila niż tworząc kilkuzdaniową odmowę :)
Pps. Pewna życzliwa dusza radziła mi, bym na tego tekstu nie publikował. Nie posłuchałem, więc jeśli szpony nagle zamilkną…, cóż, sam sobie byłem winien :)
* * *
Autor: Grzegorz Bednarczyk
Tekst pierwotnie opublikowano na stronie autora: "W szponach zamówień"
Autor: Grzegorz Bednarczyk
Tekst pierwotnie opublikowano na stronie autora: "W szponach zamówień"
Wyszukiwarka przetargów publicznych biznes-polska.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz