środa, 23 grudnia 2015

Chińska ekspansja w polskiej energetyce

Państwowe chińskie firmy wygrały w Polsce już 6 sporych przetargów na budowę infrastruktury energetycznej. Wygląda więc na to, że to, co nie udało się Chińczykom na polskich drogach, może udać im się w naszej energetyce.

Tylko w ostatnich dniach, w grudniu, chińskie firmy wygrały dwa przetargi budowlane, ogłoszone przez operatora sieci przesyłowej w naszym kraju, państwową firmę Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE). W jednym z nich, na budowę 67-kilometrowej linii wysokiego napięcia 400 kV Chełm-Lublin Systemowa, zwyciężyło Sinohydro, państwowa firma hydroenergetyczna, znana m.in. z udziału w budowie słynnej Zapory Trzech Przełomów na rzece Jangcy. Za wykonanie tej inwestycji dostanie od PSE wynagrodzenie w wysokości 155 mln zł. 

W drugim przetargu, na budowę „stacji 400/110 kV Gdańsk Przyjaźń wraz z wprowadzeniem linii Żarnowiec - Gdańsk Błonia”, wygrała firma Pinggao, która za ten kontrakt otrzyma od PSE 75 mln zł netto. Pinggao, która należy do państwowego koncernu State Grid Corporation of China (chińskiego odpowiednika Polskich Sieci Elektroenergetycznych), największej firmy energetycznej na świecie (333 mld dolarów przychodów w 2014 r. i 1,6 mln pracowników), przebojem zdobywa polski rynek. Dotychczas wygrało już pięć przetargów PSE, na łączną sumę ponad 600 mln zł. To kontrakty na budowę lub przebudowę elektroenergetycznych linii przesyłowych z towarzyszącą im infrastrukturą. Chodzi m.in. o budowę linii wysokiego napięcia (400 kV) ze Słupska do Żydowa. 

Kolejną chińską firmą energetyczną, która wchodzi do Polski, jest firma Shanghai Electric Power, notowana na chińskich giełdach, ale kontrolowana przez tamtejszy państwowy koncern – China Investment Power Corporation. W listopadzie tego roku okazało się, że Shanghai Eletric Power złożyła najtańszą ofertę  na – także zlecaną przez PSE - „rozbudowę i modernizację stacji 750/400/110 kV Rzeszów wraz z instalacją urządzeń do kompensacji mocy biernej” . To zaś oznacza, że chińska firma powinna wygrać ten przetarg. Nie jest to wprawdzie olbrzymi kontrakt (oferta Chińczyków opiewa na 78 mln zł), ale chińskie firmy z branży budowlanej, nauczone wcześniejszymi negatywnymi doświadczeniami w Polsce, próbują teraz wejść na nasz rynek, zaczynając od mniejszych zleceń. Te złe doświadczenia to nie tylko budowa sporego odcinka autostrady A2, z którego wyrzucono chińską firmę COVEC, bo nie radziła sobie z tą inwestycją. Chodzi też o próby zdobycia wielkich kontraktów na rozbudowę polskich elektrowni. Jedną z nich był nieudany udział chińskiego konsorcjum CNEEC-COVEC w przetargu na budowę nowego, 1000-megawatowego bloku w Elektrowni Kozienice. 

Niezrażone tym firmy z Chin dostrzegły swą kolejną szansę na ekspansję na polskim rynku budowlanym w inwestycjach Polskich Sieci Elektroenergetycznych. PSE ma wydać na nie w latach 2013-2018 łącznie 7-8 mld zł, a potem kolejne miliardy. Nie są to małe pieniądze nawet dla wielkich chińskich koncernów. Dlatego od pewnego czasu startują w większości przetargów budowlanych, ogłaszanych przez PSE. Bywa nawet tak, że w jednym przetargu Polskich Sieci Elektroenergetycznych startuje po kilka chińskich firm, i to nie w konsorcjum, ale składając osobne, konkurencyjne oferty.

Chińczycy mają w tym szerszy cel. Jeśli uda im się zrealizować kilka dużych inwestycji w Polsce, to – mając referencje z jednego unijnych krajów - może im otworzyć bramę do całego europejskiego rynku budowlanego. Koncerny z Chin zdobywały dotąd zagraniczne kontrakty budowlane głównie w biedniejszych krajach, w Afryce i Azji. Bogaty, wielki unijny rynek jest jednak dla nich bez porównania bardziej atrakcyjny. 

Na koniec retoryczne pytanie: czy jakakolwiek polska spółka budowlana miałaby szansę na wygranie większego państwowego przetargu w Chinach, biorąc pod uwagę m.in. fakt, że Państwo Środka wciąż bardzo broni swego rynku przed ekspansją zagranicznych firm? W polsko-chińskich relacjach gospodarczych jest ogromna nierównowaga. Chiński eksport do Polski jest dziesiątki razy większy od polskiego eksportu do Chin. To jedna z dwóch głównych przyczyn, obok importu ropy i gazu z Rosji, naszego deficytu w handlu zagranicznym, drenującej nasz kraj od wielu lat nadwyżki importu nad eksportem.


1 komentarz: