Zakończyły się konsultacje społeczne
przygotowywanej przez Ministerstwo Rozwoju głębokiej nowelizacji ustawy o
zamówieniach publicznych mającej na celu z jednej strony wdrożenie
nowych unijnych dyrektyw, z drugiej strony jednak wprowadzenie rozwiązań
od lat postulowanych przez związki zawodowe, ale także przez polskich
przedsiębiorców.
Ten podstawowy postulat zgłaszany przez organizacje związkowe od kilku
lat to wprowadzenie obowiązku zatrudnienia na umowy o pracę pracowników w
firmach, które zdobędą zamówienie publiczne.
Do tej pory wprawdzie obowiązywał przepis, że zamawiający mieli taką
możliwość, ale niestety z niej nie korzystali, bo obowiązywały także
zapisy o preferencji dla wykonawców oferujących najniższą cenę, a taką z
reguły oferowali ci, którzy mieli zatrudnionych mało pracowników
etatowych.
Teraz zamawiający będą zobowiązani do egzekwowania od wykonawców robót
budowlanych albo usług obejmujących czynności, które powinny być
wykonywane przez pracowników zatrudnionych na podstawie umów o pracę,
właśnie takiej formy zatrudnienia.
Jednocześnie wprowadzeniu obowiązku zatrudniania na etat w firmach
realizujących zamówienia publiczne towarzyszy wprowadzenie zasady, że
cena w takim zamówieniu może stanowić jedynie do 40 proc. wagi
wszystkich innych kryteriów ustanowionych przez zamawiającego (czyli
mówiąc wprost, od tej pory najniższa cena nie będzie mogła być już
rozstrzygająca dla wyboru wykonawcy zamówienia publicznego).
Miejmy nadzieję, że te nowe zapisy w ustawie o zamówieniach publicznych
zakończą wreszcie wybory przez zamawiających tych wykonawców, którzy
oferują najniższą cenę (jednocześnie słabą jakość wykonywanych usług) i
jednocześnie konkurują z innymi przedsiębiorcami tzw. śmieciowymi
umowami o pracę dla swoich pracowników.
Ale nowelizacja ustawy o zamówieniach publicznych przygotowana przez
Ministerstwo Rozwoju wprowadza także inne ważne rozwiązania cywilizujące
rynek zamówień publicznych w Polsce.
Otóż wprowadza ona także poważne ograniczenia do praktyki polskich
zamówień publicznych, czyli tzw. handlu referencjami.
Do tej pory o zamówienia publiczne w danej dziedzinie mogą ubiegać się
firmy, które nie mają w niej żadnego doświadczenia, ba, na co dzień
zajmują się zupełnie inną działalnością, wystarczy tylko, że posłużą się
w toku ubiegania się o zamówienie publiczne zobowiązaniem firmy, która
takie doświadczenie posiada, że będzie je także realizowała albo użyczy
swoich zasobów.
Stąd królowanie w praktyce polskich zamówień publicznych tzw. firm w
teczce, które wprawdzie dysponowały wszelką dokumentacją wymaganą przez
zamawiającego, ale same nie dysponowały żadnym potencjałem technicznym i
zasobami pracowniczymi. Po nowelizacji wprawdzie będzie dalej istniała możliwość udzielenia
referencji dla startującego w przetargu o zamówienie publiczne, ale w
toku jego realizacji firma udzielająca tych referencji będzie musiała
uczestniczyć w realizacji tego zamówienia (czyli wygrywający przetarg
będzie musiał zatrudnić udzielającego mu referencji jako faktycznego
podwykonawcę).
W ustawie wzmacnia się również pozycję zamawiającego w stosunku do firm
starających się o zamówienia publiczne, ponieważ będzie on mógł zastrzec
w warunkach przetargu, że wygrywająca firma będzie musiała samodzielnie
zrealizować kluczową część robót budowlanych albo innych usług.
Ten przepis dodatkowo ogranicza pole działania tzw. firm w teczce, bo
nie mając żadnego własnego potencjału do realizacji usług zamawianych w
przetargach publicznych, nie będą mogły w nich startować.
Wszystkie te zmiany w ustawie oznaczają wręcz rewolucję w zamówieniach
publicznych, i to zarówno z punktu widzenia rynku pracy (wzrost
zatrudnienia na podstawie umowy o pracę), jakości wykonania zamówień
(ograniczenie wyboru według najniższej ceny), wreszcie swoistego
panoszenia się w przetargach publicznych tzw. firm w teczce, a więc firm
bez żadnego własnego potencjału wykonawczego.
O wprowadzenie tych zmian zabiegały od lat zarówno związki polskich
przedsiębiorców (dotychczasowe przepisy preferowały często firmy
zagraniczne bez własnego potencjału wykonawczego), ale także związki
zawodowe (formy zatrudnienia w firmach realizujących zamówienia
publiczne).
A przypomnijmy, że wartość zamówień publicznych w Polsce z roku na rok
rośnie i obecnie wynosi przynajmniej 150 mld zł, co stanowi już ponad 8
proc. PKB, a więc jest o co zabiegać, zwłaszcza że realizacja zamówień
publicznych oznacza pewne i terminowe płatności na rzecz wykonawców.
Autor: Dr Zbigniew Kuźmiuk
Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/153249,rewolucja-w-zamowieniach-publicznych.html
Fajnie, że doszło do takich zmian, może dzięki nim Polska staje się bardziej otwarta na zagraniczne interesy. Rząd ma wiele pomysłów na nowelizacje ustaw, miejmy nadzieję, że pójdzie to w dobrą stronę.
OdpowiedzUsuńCo z pracownikami jeżeli firma nie wygra następnego przetargu? Aby zatrudnić firma musi mieć stałe zlecenia.
UsuńA kto broni Wykonawcy starać się o zlecenia z sektora prywatnego i zdobywać "pozytywne" doświadczenie skutkujące możliwością stałego zatrudnienia pracowników i jednocześnie ubieganie się o zamówienia publiczne? Niektórzy Wykonawcy za bardzo traktują sektor publiczny jako główne źródło dochodu podczas gdy już samo pojęcie PRZETARG nosi ze sobą ryzyko przegranej..w końcu w części przypadków to tryb konkurencyjny a konkurować już trzeba nie tylko ceną... Robert Kubiak - wykonawca w branży medycznej
UsuńBardzo ciekawy artykuł, nie zdawała sobie z tego sprawy.
OdpowiedzUsuńNic to nie zmienia...
OdpowiedzUsuńNadal młode, polskie firmy pozostają pozbawione szans startowania w zamówieniach publicznych... Pozostaną w grze najwięksi i najbogatsi gracze rynkowi i tylko o to w tych zmianach chodzi... Brak "równości traktowania" potencjalnych wykonawców i zatarta zasada "uczciwej konkurencji".