Nowy Minister Infrastruktury - Sławomir Nowak - ogłosił, iż kolej szybkich prędkości powstanie najszybciej za 20 lat. Tymczasem jeszcze parę miesięcy temu media donosiły, iż możliwe będzie stworzenie takich połączeń pod koniec obecnej dekady. Zasadnicze pytanie jakie nasuwa się w tej sytuacji brzmi - dlaczego w Polsce nie da się tego zrobić?
Pytanie jest bardzo dobre, bo np. w Hiszpanii, gdzie obecnie jest ponad 20 proc. bezrobocie buduje się takie inwestycję od dawna. Rosja, której poziom PKB jest mniejszy niż w Holandii, do 2017 roku wybuduje 658 kilometrów linii szybkiej kolei między Moskwą a Sankt Petersburgiem. Ta ostatnia inwestycja ma być budowane w formie partnerstwa publiczno-prywatnego.
Być może problemem są finanse? Szacowany koszt budowy linii szybkiej prędkości sięgałyby ponoć 20 mld zł. W budżecie państwa faktycznie może nie być na to środków. Jak wynika z najnowszej 4-letniej strategii zarządzania długiem publicznym, którą opublikował Minister Finansów, Polska będzie w najbliższych latach lawirować na krawędzie drugiego progu oszczędnościowego z ustawy o finansach publicznych (55 proc. PKB). Na marginesie można tylko wspomnieć, że te środki znalazłyby się, gdyby Polska nie była tak zadłużona - w przyszłym roku na obsługę długu przeznaczymy 43 mld zł, czyli znacznie więcej niż całe wpływy z podatku CIT.
Blog Prawa Zamówień Publicznych, nieśmiało, proponuje Panu Ministrowi, aby rozważył możliwość - wzorem Rosji - budowy szybkiej kolei właśnie w formule PPP, czyli w dużej mierze za prywatne pieniądze i na ryzyko prywatnych inwestorów. Wydaje się, iż wiele zachodnioeuropejskich firm wolałoby budować taką infrastrukturę w Polsce, kraju UE, niż np. w Rosji, która plasuje się na szarym końcu wszelkich indeksów korupcji (w najnowszym The 2011 bribe payers index firmy z Rosji i Chin zostały uznane za najczęściej udzielające łapówek w zamówieniach publicznych).
Autor: Witold Jarzyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz