wtorek, 30 lipca 2013

O sumie cen jednostkowych

Co prawda pourlopowa rzeczywistość dopadła mnie już kilka dni temu, jednak powrót do zwykłego rytmu jest naprawdę trudny. Dlatego dzisiejszy temat, choć nie należy do kategorii letnich czy rozrywkowych, będzie miał w sobie coś z sezonu ogórkowego. Pisać będę bowiem poniekąd oczywistości. A dotyczyć one będą zbrodni oceniania ofert wedle sumy cen jednostkowych. Co prawda sam już od dość dawna na taki przypadek nie trafiłem, jednak do dziś pozostała trauma z obserwacji poczynań zamawiających stosujących taki patent.
 
Najbardziej drastycznym przypadkiem, jaki pamiętam, był przetarg na utrzymanie rowów melioracyjnych. Zamawiający, jak to niekiedy w takich sytuacjach bywa, nie do końca wiedział, jaka będzie w praktyce ilość poszczególnych usług, albowiem to w życiu miał się okazać, ile mostków się załamie a ile przepustów zamuli. Postanowił zatem poprosić wykonawców o wycenę poszczególnych prac, a żeby sobie życia nie komplikować – następnie zsumować ceny jednostkowe za te prace i wedle najniższej sumy cen jednostkowych wybrać ofertę najkorzystniejszą.
I pewnego dnia otrzymał ofertę, w której wykonawca za wykoszenie 1 mb. rowu – najbardziej powszechnej czynności wykonywanej w praktyce – zażądał stawki kilkukrotnie wyższej od konkurencji i dotychczasowych doświadczeń. A jednocześnie przetarg wygrywał, bowiem nieznacznie obniżył ceny kilku elementów o wysokiej wartości jednostkowej, zdarzających się jednak relatywnie rzadko. Zamawiający znalazł się z pułapce: oferta pozornie najkorzystniejsza, zgodnie z kryteriami oceny ofert, faktycznie była ofertą najdroższą. 

Wyobraźmy sobie, że wykoszenie 1 mb. rowu kosztuje na co dzień w granicach 1 zł, zaś wymiana przepustu 1000 zł. Rowów kosi się – załóżmy 10 km, natomiast przepustów w toku realizacji umowy wymieni się z 10. Jeśli otrzymamy ofertę, w której ktoś zażąda za wykoszenie 1 mb. rowu 5 zł, a za wymianę przepustu 500 zł – suma cen jednostkowych będzie znacznie korzystniejsza. Natomiast koszt zamawiającego… Przy „normalnych” cenach wynosiłby 20.000 zł, przy cenach zaoferowanych przez wykonawcę sprytnego wyniesie 55.000 zł… Oczywiście ceny są absolutnie przykładowe i wyssane z palca, ale pokazują mechanizm, jaki wykonawca może wykorzystać w celu zapewnienia sobie więcej niż godziwego wynagrodzenia przy jednoczesnym zwiększeniu szansy na zwycięstwo w przetargu. Ba, nie tylko może, ale – jeśli myśli o zwycięstwie – właściwie musi.

W jednej tylko sytuacji zsumowanie cen jednostkowych zbrodnią nie jest – wtedy, gdy planowana ilość realizowanych jednostek jest identyczna (na tej samej zasadzie w przypadku zamówienia jednoasortymentowego na jedno wychodzi, czy zażądamy podania w ofercie ceny za jedną jednostkę, czy za określoną ich ilość – wszak zawsze ta sama oferta będzie najtańsza). Jednak w innych przypadkach to – jak już pisałem – zbrodnia. Tym większa, im większa rozbieżność w ilościach jednostek poszczególnych asortymentów oraz ich faktycznych wartościach.

* * *
Autor: Grzegorz Bednarczyk
Tekst pierwotnie opublikowano na stronie autora: "W szponach zamówień"

 

Wyszukiwarka przetargów publicznych biznes-polska.pl

2 komentarze:

  1. Niezły artykuł, daje do myślenia !

    OdpowiedzUsuń
  2. Sprytnie jeśli ktoś sam na to wpadł, a nie zostało to specjalnie skonstruowane.

    OdpowiedzUsuń